wtorek, 15 marca 2016

Halo, tu Spotlight

   Dwa Oscary. Najlepszy film oraz najlepszy scenariusz oryginalny. Doskonale dobrana obsada, wstrząsająca historia, która była tuszowana przez lata. Hello, it's Spotlight.



   Tom McCarthy odwalił kawał potężnej roboty z obrazem, który mamy okazję oglądać. Spotlight zasłużenie zdobył Oscara w lutym tego roku. Historia opowiada nam o tzw. grupie Spotlight - dziennikarzy gazety The Boston Globe, która dzięki swojej rzetelnej, konsekwentnej pracy odkryła masowe działania mające na celu zatuszowanie pedofilii w Kościele katolickim. Czterech zdyscyplinowanych, bostońskich dziennikarzy - Sasha Pfeiffer (Rachel McAdams), Walter "Robby" Robinson (Michael Keaton), Mike Rezendes (Mark Ruffalo) oraz Matt Carroll (Brian d'Arcy James), pracując ciężko całymi dniami i spotykając się z ofiarami, jak i z księżmi, którzy skrzywdzili w przeszłości dzieci, okrywa po kolei przerażające fakty. W międzyczasie widzimy, jak załamuje się ich wiara przez to, co odkrywają - tylko w Bostonie aż 91 księży molestowało swoich podopiecznych, a 70 z nich zostało potwierdzonych przez adwokata. Duchowni, którym ludzie ufają najbardziej, dopuścili się tak strasznego czynu, które Kościół przez lata tuszował.
   
   McCarthy, wybierając aktorów, trafił w dziesiątkę. Cała obsada dzielnie współpracowała z pierwowzorami ról, żeby jak najlepiej odzwierciedlić ich charakter i przedstawić ich autentycznie. Po obejrzeniu filmu długo zastanawiałam się, jak odnieść do niego swoją recenzję. Już po dziesięciu minutach wiedziałam, że Spotlight zasługiwało Oscara jak żaden inny film, dlatego w mojej recenzji nie będzie krytyki. Ale o czym tak naprawdę jest Spotlight
     
   Zacznę od redaktorów The Boston Globe. Film, może i nawet w trochę wyidealizowany sposób (bo przecież nawet w tamtym czasie dziennikarze mieli już dyktafony i tablety), pokazuje nam, jak powinno wyglądać rzetelne dziennikarstwo. A zewsząd widzimy, że rzemiosło tego gatunku w dzisiejszych czasach jest dalekie od pokazanego w Spotlight. Cała grupa pracuje nad sprawą przez wiele miesięcy, zbiera wszystkie fakty, spotyka się z ofiarami, jak i oprawcami i do tego walczy z Kościołem. No właśnie... Czas przejść do kolejnego aspektu.

   Tematem Spotlight, jak już wspomniałam wyżej, jest molestowanie dzieci przez księży i tuszowanie tych działań przez Kościół. Przed seansem wiedziałam, że to się dzieje, ale po filmie byłam wstrząśnięta. Wstrząśnięta faktem, że to nadal trwa. Wstrząśnięta tym, że dzieje się to na tak wielką, światową skalę, a najbardziej tym, że Kościół dalej trwale sprawę tuszuje. Smutny jest fakt, że mimo artykułu grupy Spotlight, nic poważnego nie spotkało oprawców. Kardynał, który tuszował wszystko, Bernard Law, zostało odesłany do Rzymu przez Jana Pawła II. Jak to jest, że papież, którego tak wszyscy uwielbiali, wiedział o sprawie i zamiatał wszystko pod tzw. dywan? Pewnie w tym momencie w większości wszyscy, którzy to czytają, kręcą głowami ze złością. Ach, no tak, zapomniałam, to przecież Polska, gdzie Kościół jest największą, nienaruszalną instytucją.

   I tu przechodzimy do ostatniego wątku. Czytając komentarze internautów oraz recenzje dziennikarzy "Gazety Wyborczej", zauważyłam, że ludzie w większości zastanawiają się, czy byłoby możliwe stworzyć taki film w Polsce. Tylko czemu nikt nie zastanawia się nad tym, czy byłoby można NAPISAĆ i ODKRYĆ pedofilię w Kościele katolickim w Polsce? W filmie było jasno powiedziane w końcowych napisach - "Odkryta pedofilia na świecie: Poznan, Poland". A to nie tylko Poznań. Jestem pewna, że jest tego o wiele więcej. Ale w Polsce odkryć taką sprawę, to tak, jak zalegalizować związki partnerskie - niemożliwe. Prędzej dziennikarz byłby usunięty, niżby udało mu się tego dokonać. Smutne? Ale prawdziwe.

   Spotlight, jeszcze raz podkreślam, zdecydowanie zasłużył na Oscara. Historia wstrząsająca, ale prawdziwa. Praca dziennikarzy rzetelna - taka, jaka powinna być w dzisiejszych czasach. I tego życzę sobie i innym reporterom. Takiego właśnie warsztatu.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz